ROZDZIAŁ 4

Miałam zamiar napisać o czym innym. Recenzję pewnej książki, ale zajęłam się czym innym. Poprawianiem czwartego rozdziału. Postanowiłam pokazać Wam niewielką jego część. Tylko pierwszy fragment, który bardzo mi się podoba i trochę wywraca wszystko do góry nogami. Enjoy :)

———————-

Marel nie spodziewał się, że tak przyjaźnie przywitają go na komendzie. Usadzili go na wygodnym krzesełku, podali wody i przywalili w twarz tak, że zalał się krwią. A więc po to ta woda… Blondyn natychmiast przepłukał rozcięte usta, wypluwając czerwoną zawartość do kubełka obok krzesła.
– To co, będziesz gadał? – Baargh nie przebierał w środkach. Albo mówiłeś prawdę, którą on chciał usłyszeć, albo dostawałeś w mordę.
– Nie zabiłem… – Nawet nie dokończył; otrzymał kolejny cios w żuchwę. Tym razem Marelowi pociekła jedynie krew z nosa. – O co wam chodzi? – zaciskał zęby. – Mówię, że nie zabiłem, to znaczy, że nie zabiłem. To on chciał mnie zabić!
Ponownie poczuł pięść Baargh na twarzy. Był już tym zirytowany. Wiedział, że na świecie są różni gliniarze – układni i brutalni. Ten był jednym z brudnych Harrych, był wstanie sięgnąć po wszelkie środki, aby dopiąć swego. Blondyn miał go już serdecznie dość.
– Posłuchaj, – policjant nachylił się, patrząc Marelowi prosto w oczy; prawie dotykał swoim nosem jego nosa – my wiemy, co się wydarzyło, tylko grzecznie prosimy cię, abyś się przyznał, wtedy kara będzie łagodniejsza.
– Jaja sobie robisz? – parsknął blondyn, prawie opluwając funkcjonariusza. – Łagodniejsza kara? Po tym, co teraz mi fundujesz? Chyba nie. Od kiedy to przesłuchiwanego tak grzecznie się prosi? To raczej znęcanie się i tortury.
– Do tortur jeszcze nie doszliśmy – zagrzmiał basem. – Zresztą chcemy tylko, żebyś wyjawił prawdę. Poważnie zależy nam na niskim wymiarze kary.
Marel miał dość tego gadania. Wiedział, że ktoś się z nim i nim bawi. Ponownie splunął krwią, tym razem trafiając tuż obok stóp funkcjonariusza.
Baargh spojrzał na Marela spode łba.
– Nie rusza mnie to. Możesz pluć na moje buty, ile chcesz. Potem je wyczyszczę. Ty jednak możesz mieć problem z wytarciem swojej buźki, więc uważaj. Jak mówiłem, do tortur jeszcze nie doszliśmy, a to moja ulubiona forma rozrywki.
– Jesteś chory – wysyczał Marel przez zęby.
– Być może. Ale raczej nikt mi nie pomoże. Tobie też nie, jeśli nie zaczniesz gadać.
– Dobrze wiesz, że nic więcej nie powiem. Nie zabiłem go i już. Po co tyle zachodu? Znęcanie się nade mną, tylko po to, by usłyszeć, że go zabiłem. Kim on był? Prezydentem w tanim przebraniu jakiegoś drecha? Nawet nie widziałem jego twarzy.
Baargh przyglądał się uważnie mówiącemu, jakby oglądał znakomitą sztukę teatralną. Zajął nawet miejsce na krześle na przeciwko niego, założył nogę na nogę i skrzyżował umięśnione łapy na piersi.
– Fascynujące – parsknął nagle. – Faktycznie, nie będę się już tobą przejmował. Co za różnica, czy się przyznasz czy nie. To twoje życie. To nie ja będę siedział dożywocie w ciupie.
Wstał i poklepał Marela po ramieniu, dopowiadając sarkastycznie:
– Miło było cię poznać.
Odwrócił się do więźnia i ruszył w stronę drzwi. Gdy chwytał za klamkę do pomieszczenia wszedł mężczyzna ubrany w szary, prążkowany garnitur. Włosy miał krótko ścięte, przyprószone siwizną.
– Robercie, – zwrócił się do muskularnego policjanta niskim, szorstkim głosem – powinieneś się trochę przewietrzyć.
Baargh patrzył przenikliwie na przybyłego mężczyznę. W jego oczach widać było szacunek i przywiązanie. Skłonił się nisko, kiwnął głową i wyszedł lekko zgarbiony.
– Witam, jestem inspektorem generalnym, Almour Bridge – przywitał Marela miękkim głosem. – Przepraszam za mojego podwładnego. To debil i neandertalczyk. Ale cóż, czasem nam takich potrzeba. – Mówił dziwnie troskliwym tonem, zdecydowanie niewspółgrającym z jego wzrokiem. Jego oczy nic nie wyrażały. Patrzyły na Marela, jakby oglądały próżnię. Ale słowa były pełne opiekuńczości. Pewnie pozornej opiekuńczości.
Marel zaczął mu się badawczo przyglądać. Gdzieś widział tę twarz. Lekkie zmarszczki wokół oczu i ust. Bruzdy na czole. Mężczyzna mógł mieć około sześćdziesięciu lat. Wiedział, że blondyn przygląda mu się uważnie, analizując, kim jest. Jakoś to wiedział. Uśmiechnął się lekko. Marel, zmieszany, odwrócił wzrok. Gdzie, do cholery, już go widział? Skąd, do diaska, go zna? Kim on jest? Myślał intensywnie, nie patrząc już ani razu na starszego pana.
Mężczyzna usiadł na krześle tak jak wcześniej Baargh. Marel wciąż na niego nie patrzył, widział go jedynie kątem oka.
– Czy coś nie tak? Ja ci nic nie zrobię. W przeciwieństwie do Baargha potrafię się hamować.
Blondyn nie był pewien, czy może mu wierzyć. Coraz bardziej w miłym głosie słyszał szyderstwo. Coraz intensywniej też myślał o tym, kim był ów człowiek. Znał go, jak nic go znał.
– Marelu, powiesz mi, jak to było dziś w nocy? Zamordowałeś tamtego mężczyznę? – zapytał spokojnie, nie unosząc głosu.
Więzień milczał. Nie skupił się na pytaniach. Nie wiedział, o czym ma mówić. Kim jesteś? Kim…?
– Marelu, – powtórzył – zamordowałeś tamtego mężczyznę?
Blondyn patrzył przed siebie. Nie słuchał inspektora. Cały czas analizował, skąd go znał.
Bridge, usłyszał gdzieś z tyłu głowy. Tak się przedstawił. Pieprzony Bridge… Przecież znał to nazwisko. Ale mogło być jak każde inne. Jednak Almour… Chwila… Chwila! Natłok myśli rozsadzał mu mózg. Przecież Almour Brigde… nie żyje… Spojrzał na posiwiałego mężczyznę. Zmarszczki i siwizna… Teraz tak wygląda. Kiedyś miał kruczoczarne włosy i gładką skórę. Ale to Bridge. Na pewno ten Almour Bridge… który nie żył…
Patrzył jeszcze przez chwilę na policjanta przed sobą. Do jego uszu dotarło w końcu pytanie o morderstwo.
– Nie! – wykrzyczał nagle, wyrywając się jakby z sennego koszmaru. – Nie zabiłem go! Ale… Ale widziałem, jak ty giniesz…

6 myśli w temacie “ROZDZIAŁ 4

    1. hahaha :) od dwoch lat powiadam, ze „jakos w przyszlym roku”,
      tym razem naprawde wzielam sie za poprawianie i bede atakowac wydawnictwa
      w 2015 roku :)

      1. Och, dużo się zmieniło i niestety nie zaatakowałam żadnego. I nie chcę znów pisać, że w tym roku… ale ostatnio faktycznie ponownie zajrzałam do tej książki i sobie ją czytam, i jak w tym roku nie zacznę jej gdzieś wysyłać, to chyba nigdy nie zacznę.

    1. A wytykaj, wytykaj :) Po poprawieniu calosci jeszcze raz bede czytac cala ksiazke
      i poprawiac niuance, jak lierowki, ale i tak mozesz mi je wytykac,
      wtedy od razu je poprawie i pozniej bedzie tego mniej :)

Dodaj komentarz